poniedziałek, 3 września 2012

Rozdział 11 : Szaleństwo

Nazajutrz wszyscy zajmowali się swoimi sprawami. Ja sprzątałam główną hale, Amras zajął się sprzątaniem na piętrze. Może jednak będzie z niego jakiś pożytek. Ewela zajmowała się ogrodem, a Głupi Królik stwierdził, że może coś ugotować. Dzisiaj pewnie zjemy marchewki....
Zauważyłam, jak Akir niezgrabnie schodzi po schodach, ziewa i  nadal jest ubrania w nocną koszulę.
- *ziew*  Dzień doblyy...
- Dzień dobry - rzuciłam, przyglądając jej się - Nie za długo dziś spaliśmy? - zażartowałam.
- ...Hę...? Njee....
Przypomniałam sobie nasza ostatnią rozmowę w ogrodzie.
- Um... - zaczęłam niepewnie - Przepraszam za to co powiedziałam wtedy, przy herbacie.
- Daj spokój, nic się nie stało. - uśmiechnęła się i podeszła do mnie, wieszając rękę na moim ramieniu. - Dziś idziemy na imprezę, to mi się zrewanżujesz.
- Wiesz przecież, że nie mogę!
- Sztywniara -.-
- Tsk! Po prostu się nie obijam!
- Tiaa... No niech ci będzie, ale kiedyś i tak ze mną pójdziesz ^_~
To wcale nie brzmiało jak zaproszenie.
Czerwonowłosa skierowała się na piętro i udała do łazienki. Ja tymczasem kontynuowałam zamiatanie, dopóki nie dostrzegłam szarej czupryny wychylającej się zza łuku kuchennego.
- Czego chcesz, Głupi Króliku? - zrobiłam zniesmaczoną minę.
- Przypaliłem ci garnek.
- HAAA!? - natychmiast wbiegłam do kuchni ( depcząc mu po stopach i spychając go na ścianę) by sprawdzić, czy faktycznie ten konował coś spieprzył, ale wszystko wyglądało w jak najlepszym porządku.
- Co jest? =.=
- Żartowałem. Ale nie wiem co mam ugotować.
- Pewnie jeszcze nie wiesz jak?
- No niby wiem, ale nie obraziłbym się, gdybyś mi trochę pomogła.
- Nie ma mowy.
- Oj, no nie bądź żyła. Przynajmniej powiedz co mam gotować.
- Curry z kurczakiem i warzywami. Wiesz jak?
- Nie.
- Ty młocie, w szafce jest książka z przepisami.
- Nie jestem młotem, kurduplu!
- Jak mnie nazwałeś!?
- Rozwydrzony bachor!
- Niedojda!
- Samolub!- wystawił język.
- Kretyn! *bęc* - uderzyłam go książka z przepisami.
- Ałałaa.... Dlaczego to zrobiłaś!?
- Bo tak!
- Weźmy się za to gotowanie bo nikt dziś nie zje przez ciebie!
- Przeze mnie!? Ha! Dobre sobie!
- Uspokój się i powiedz co mam naszykować. - faktycznie zrobił się jakiś taki bardziej skupiony.
Tym razem spasuje, bo ma trochę racji ...troszeczkę. Tyci, tyci.
-Dobra, to potrzebne ci będą papryczki chili, 300 g piersi z kurczaka, cebule...

---
Nie mogę uwierzyć, że jakoś ugotowaliśmy to curry i było w miarę strawne. Trochę przesadziliśmy z przyprawami, bo Głupi Królik  zarzekał się, że w przepisie było za mało i nic nie będzie czuć. Wszyscy mówili że jest niesamowicie pyszne, ale moim zdaniem było troszkę mdłe...
- Mniaaam!~ - Aki oparła się o swoje krzesło - Mniamuśnee! Powinniście już zawsze gotować razem!
- NIE MA MOWY. - stanowczo odmówiłam.
- Czemu nie? Świetnie wam dziś wyszedł ten obiadek, nawet Eweli się uszy trzęsły. - Lord już miał ten okropny uśmiech an twarzy. Aghrrr.
- Kurdupel pewnie się martwi, że królik prześcignie ją w umiejętnościach - zaśmiał się Amras.
- Ty, ty to się nawet nie odzywaj! Weź wyjdź najlepiej! - zdenerwowałam się.
- Hahaha...

Po obiedzie Akir podeszła do mnie i powiedziała że wychodzi i że nie będzie jej aż do trzeciej nad ranem. I żebym nie mówiła Lordowi.
- Przecież i tak się skapnie =.=
- No wiem, ale trochę mu to zajmie zanim wydedukuje, że idę na imprezę.
Potem wyszła zabierając swoją kurtkę.
---
Usnęłam dopiero po drugiej w nocy. Nie pamiętam, czy cokolwiek mi się śniło. Do tej godziny przewracałam się na łóżku, myśląc nad sprawą z inkubusem. Obudziłam się o szóstej, by jak zwykle zacząć pracę. Wchodząc do pokoju Akir spostrzegłam, że jeszcze jej nie ma.
Natychmiast udałam się do gabinetu szefa, który aktualnie...spał. Podeszłam do biurka i potrząsnęłam jego ramieniem.
- Hm?
- Nie ma Aki.
- I co w związku z tym? - powoli podniósł się do siadu i spojrzał nieprzytomnie na mnie.
- Miała być o trzeciej w domu... a mamy szóstą piętnaście.
- Jest starsza, może robić co chce-
- Zwłaszcza chodzić do barów, w których ukrywają się inkubusy.
- Cholera.

niedziela, 2 września 2012

Rozdział 10 : Kłamstwa

Przez kolejne dni dostaliśmy trzy powiadomienia od policji. Zginęło już sześć kobiet.

Po południu Lord wezwał mnie do swojego gabinetu. Shane już tam siedział.
- Kagura, mam do was pewna prośbę.
Spojrzałam kątem oka na królika, który teraz siedział wygodnie na kanapie i przyglądał mi się uważnie.
- Tak?
- Dziś w nocy... Chcę żebyście śledzili Ewele i każdy jej krok. Jeżeli dobrze pójdzie, zdołasz odkryć coś sama, ale w przypadku, gdyby kotka cie zauważyła, Shane przyjdzie ci z pomocą.

On sobie ze mnie żartuje, prawda?
- Myślę że to zbyteczne by go w to wciągać, niech śpi smacznie, ja sobie da-
- To jest rozkaz.
- Ale-!
- Oj, no nie bocz się już tak, kurduplu. Nie będę ci wchodził w paradę dopóki czegoś nie spaprasz, czyli przez...może pięć minut?- usłyszałam szyderczy śmiech szaraczka.
Cholera.

---
O północy Ewela wyszła przez okno swojego pokoju. Ruszyłam za nią.
Kierowała się do miasta, tak jak myślałam. Śledziłam ją z bezpiecznej odległości, tak, aby mnie nie zauważyła. Najpierw przeszłyśmy przez główne aleje, minęłyśmy miejsce incydentu z przed kilku dni. Następnie Ewela udała się do parku...

- Dobrze, że jesteś. Czemu tak długo musiałem czekać? - usłyszałam męski głos. Ukryłam się za drzewami i wypatrywałam całej sceny. Przy parkowej fontannie ujrzałam niewiele wyższego oo Eweli mężczyznę ubranego w jakiś szlafrok . W tej chwili podawał jej coś do ręki.
- Masz ostatnią szansę, jeżeli jej nie znajdziesz, szefowa porachuje nam kości.
- Przecież wiem, nie musisz mnie karcić. To nie takie proste kiedy...
- Kiedy się zabawiasz z tymi błaznami? Mówiłem ci, skończ z tym. To nie są twoi przyjaciele. Ty nie masz przyjaciół, nie potrzebujesz ich.
- Zamknij się!Przecież wiem... - Ewela spojrzała na niego. - W końcu jesteśmy tacy sami.
- Tsk.
Chciałam podejść bliżej, by zobaczyć twarz tego mężczyzny ale.. nadepnęłam na zabawkę leżącą w trawie, która wydała dziwny pisk... Szlag by to.
- Głupia! Przyszłaś tu, nie orientując się, że ktoś cię może śledzić!?- krzyknął, wyciągając katanę. No to już wiem, skąd ten szlafrok kimono.
- Że co!? - Ewela była tak samo zdumiona jak on.
- Wiem gdzie jest, nie ruszaj się stąd.
Poczułam mocną dawkę adrenaliny. Zbliżał się do mnie bardzo szybko. Zdążyłam zrobić unik, przeturlałam się po trawie i szybko wstałam. To co zobaczyłam, trochę mnie zaskoczyło. Teraz dostrzegłam, że ma twarz Azjaty i białe włosy, spięte w długiego kucyka. No i jeszcze...
Ściął drzewo zwykłym mieczem....zwykłym?
- Kagura! - Ewela krzyknęła ze złości.
- Mówiłem ci, że te błazny to nic dobrego!- koleś nadal napierał na mnie. Jest za szybki, jedyne co mogę robić, to uniki. Podczas mojej ucieczki ściął kilka drzew i przewrócił kilka ławek.
Niestety taka bieganina musiała się kiedyś skończyć, a więc Ci u góry zadecydowali, że muszę się potknąć o jedną z tych ławek. Zajebiście. Już po mnie.
Widziałam już, jak ostrze miecza ma na mnie upaść i mnie przeciąć w pół, zamknęłam oczy i usłyszałam krzyk Eweli....
- AMRAS, NIE!
*klank*
Miecz i topór uderzyły o siebie, teraz przepychając się nawzajem.
- Wiedziałem, że coś spaprzesz, kurduplu.
- Głupi Królik !? - Shane stał tuż przede mną, blokując atak samuraja.
- Mówiłem ci już, że masz mnie tak nie nazywać!
- Szczegóły! Nie stój tak , tylko zrób coś z tym świrem w szlafroku!
- Haa!? Łatwo ci mówić! - złapał mnie za rękę i odskoczył w tył, powodując ten sam ruch u przeciwnika.
- Kim jesteś!? - zawołałam do niego.
- Odpowiem dopiero po walce, jeżeli oczywiście przeżyjecie!
Tym razem nie miał już czego gonić. Miał pecha, że króliki są najszybsze. Przez dłuższą chwilę on i Shane walczyli w powietrzu, zaraz jednak Królik zadał mu mocny cios, który powalił go na ziemię.
Wszystko zasłonił pył, przez co nie widziałam gdzie się podział Amras.
- KAGURA UWAŻAJ!
Odskoczyłam w tył, jednak ostrze ukazało mi się tuż przed oczami i zatrzymało dosłownie centymetr od mojej twarzy. Wykorzystałam ten moment i chwyciłam za nie ręką, ciągnąc do siebie Amrasa i  serwując mu pięść prosto w twarz. Wyrzuciłam miecz za siebie i kontynuowałam walkę wręcz. Tym razem to ja byłam dla niego za szybka. Dostał cios w brzuch, splunął krwią i upał na ziemię.
- Amras! - Ewela stworzyła płomień, który rozwiał wszelki pył i szybko podbiegła do rannego.- Nic ci nie jest!?
- Zamknij...się... - podparł się na rękach i spojrzał na nas. Z warg sączyła mu się krew i był brudny od pyłu tak jak ja i Shane.
- A więc? Co z naszą umową? Walka się skończyła. Gadaj kim jesteście. - Shane uśmiechnął się szeroko.
Japończyk znów splunął i wstał, podpierając się o ramię kotki.
- Oboje... unicestwiamy demony.
- Demony, ha? Ostatnio jakoś to byli zwykli ludzie, nieprawdaż? - spytałam, patrząc Eweli w oczy.
- To jest... - zaczęła - ... Słyszałaś kiedyś o..inkubusach?
- Przybierają postać mężczyzny... i kuszą kobiety, tak?
- Tak... jeden z nich usadowił się w barze....
- I co z tego? Czemu zabijacie więc niewinne kobiety!
- Nie są niewinne. - przerwał Amras. - Każda z tych,. które zabiliśmy... przespała się z nim i nosiła jego dziecko.
- Hę?
- Nie mogliśmy dopuścić, by się narodziło. Kiedy rodzi się jeden z nich... inne demony zbierają się, by je pożreć. Gdyby wszystkie wyszły na powierzchnię, mielibyśmy spore kłopoty.
- Nie sądzicie, że zabijając je, też byście je mieli!? - krzyknął Shane.
- Dlatego.. upozorowaliśmy samozapłony. Przy pomocy tego... - odebrał Eweli mały pakunek, w którym były zielone tasiemki.
- Czemu nie zajęliście się najpierw tym demonem!?
- One i tak by zginęły...
- Niby jak!?
- Pożarły by je własne dzieci.
- Że co?
- Poród inkubusa nie wygląda jak ten u człowieka. Demon wysysa całe życie z matki, następnie gdy ciało jest już nie zdatne do funkcjonowania, rozrywa je i wychodzi na zewną- Ughh... - Amras schylił się i zatkał sobie usta dłonią.
- Co ci jest!? - kotka zapytała nerwowo.
- Uuhh... niedobrze mi.... ta mała mi nieźle przywaliła...
- NIE JESTEM MAŁA! I DOBRZE CI TAK! HAHAHA! - zaczęłam się z niego naśmiewać.
- W każdym bądź razie, Ewela - wzrok Shane'a spoczął na niej - Musimy cię zabrać z powrotem do posiadłości i zobaczyć co aniołek zdecyduje.
- Nigdzie z wami nie idę!
- Spokojnie, weźmiemy z tobą twojego księcia, zresztą , nie masz nic do gadania... - zamachnął się i uderzył ją w głowę tak, aby straciła przytomność.
- Oj, co wy wypra- Ja postąpiłam tak samo z Amrasem.

---
Rano Lord rozmawiał z Ewelą i Amrasem. Ustalili, że nie wyda ich policji ani nie wsadzi do wiezienia, bo pewnie i tak by uciekli, ale muszą mu się jakoś odwdzięczyć.
- A więc, mam nadzieję, że rola ogrodnika i sprzątaczki nr 2 wam odpowiada - zaśmiał się pod nosem.
- Nienawidzę sprzątać.... - kotka mamrotała pod nosem...
- Wiem, dlatego jesteś ogrodnikiem.
- CO!? - Amras uderzył w biurko pięścią.
- Uniform masz w szafie. A ty Ewela, możesz iść już zająć się podcinaniem żywopłotu.
Przyglądałam się całej tej scenie zamiatając podłogę u szefa. Zanim Amras wyszedł, sprawdził jeszcze szafę, którą wskazał mu Lord. Chciałabym widzieć jego minę, gdy zobaczył ją pełną sukienek dla pokojówek...

- ŻARTUJESZ SOBIE ZE MNIE!???? - dało się słyszeć chyba w całym mieście.